czwartek, 23 czerwca 2011

Nie jest dobrze...

Myślałam, że z biegiem czasu wspomnienia zaczną blaknąć. Tymczasem są coraz silniejsze. Powracają ze zdwojoną siłą. Oglądanie wiadomości nie pomaga. Widząc protestujących greków na Placu Syntagma nie pomaga. Przecież ja tam byłam. Chodziłam po tamtych ulicach. 
Wczoraj na TVN 7 oglądałam film, którego akcja rozgrywała się w Grecji. Aktorzy nawet mówili po grecku. Przeklinałam naszego lektora, który swoim gadaniem zakłócał mi piękno greckiego języka. Tak dużo rozumiałam. Teraz słucham greckiej muzyki, żeby doszczętnie nie zapomnieć tego, czego się nauczyłam. Brakuje mi greckiego w mowie i wokół mnie.
Dziś śniła mi się Grecja. Pojechałam tam, nawet we śnie mówiłam po grecku. Pojechałam oczywiście spotkać się z Nim [nie wiem po co, ale tak było]. W rezultacie nie mogłam go znaleźć, mimo, że wiedział, że przyjeżdżam. Budynek, w którym mieszkałam był zupełnie inny, większy i jakby w remoncie. Pamiętam, że błądziłam po nim szukając mojego mieszkania. Nie znalazłam.
Jak łatwo się domyślić obudziłam się bardzo zmęczona i zdołowana. Cały dzień byłam przygnębiona.
Część mojego greckiego Ja wciąż jest we mnie. Tęsknię za tym co było i nigdy już nie wróci. 
Myślałam, że będę umiała wspominać te piękne chwile z uśmiechem. Jeszcze nie potrafię. Zamiast uśmiechu na mojej twarzy są jedynie łzy. Część mnie strasznie chce pojechać do Grecji, ale inna część mnie chcąc chronić mnie przed bólem - nie pozwala. Nie wyobrażam sobie co bym czuła jadąc do Aten. Ból, żal, poczucie straty. Wszystko z czym walczyłam i nadal walczę, wróciłoby. Dlatego jestem w totalnej kropce...
Nie umiem sobie znaleźć miejsca. Nigdzie już nie czuję się "u siebie", nawet w mojej ukochanej Warszawie. Po prostu część mnie tęskni za Atenami, do których nigdy pewnie nie wrócę...
Nie wspominając już o tym, że czuję się strasznie samotna. Jednym słowem - nie jest dobrze...