środa, 27 lipca 2011

Allegro

Na Allegro można znaleźć dużo ciekawych oryginalnych przedmiotów. Elektronika wychodzi też dużo taniej niż w innych sklepach. Tą drogą nabyłam dysk zewnętrzny 1 TB, telefon Samsung Galaxy ACE, jak rónież PlayStation 3. Co prawda używana, ale w bardzo dobrym stanie, za bardzo rozsądną cen - 30% taniej.
Gorzej natomiast z "firmą" sprzedającą owe urządzenie. Nigdy nie miałam takich perturbacji z żadną inną transakcją.
Zanim zamówiłam konsolę, pozwoliłam sobie zadzwonić pod podany na aukcji numer i upewnić się, kiedy konsolę dostarczą. Był piątek, więc pan powiedział mi, że wyślą ją w poniedziałek, a dostarczą kurierem we wtorek. Zależało mi na czasie. Zbliżał się długi weekend, a że nigdzie nie wyjeżdżałam, chciałam chociaż mieć jakąś rozrywkę w postacie konsoli. We wtorek napisałam maila z prośbą o numer przesyłki. Dostałam wtedy maila z informacją, że nie wysłano towaru i że wyślą go następnego dnia czyli w środę. W czwartek przypadał dzień wolny od pracy, więc towar przyszedłby do mnie w piątek. Ok, czekam.. W czwartek pisze kolejnego maila z prośbą o potwierdzenie wysłania i podanie numeru przesyłki. Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy ponownie dostałam informację, że towar nie został wysłany w środę, jak zostałam wcześniej zapewniona. Zdenerwowana na brak profesjonalizmu zadzwoniłam, opieprzyłam. Z jednego telefonu korzystało 2 kolesi, bo mieli 2 lombardy. Obiecał, że się tym zajmie, i że w piątek może wysłać niby, ale tylko pocztą. A w poniedziałek - kurierem. Zdecydowałam się jednak kurierem, bo przesyłka jednak cenna, a pocztą nie wiadomo kiedy dojdzie. Także otrzymałam paczkę we wtorek. Ale nic to - w domu okazało się, że nie ma 2go pada, który był opisany w aukcji. Skontaktowałam się znów z podanym w aukcji numerem. Pan zaproponował mi 30 zł, równowartość nieoryginalnego pada [bo nieoryginalny miał być w zestawie]. Nie miałam wtedy czasu sprawdzić, ile kosztuje nieoryginalny pad, więc umówiłam się na telefon [z ich strony] w sobotę [sami zaproponowali termin]. 
Minęły ponad 2 tygodnie, i nikt do mnie nie zadzwonił. Wysłałam maila, lecz także pozostał bez echa. 
Dziś, po ponad miesiącu nadszedł ten dzień, gdy postanowiłam wystawić im w końcu jedyny słuszny w tym przypadku komentarz - negatywny. Kilka minut po opublikowaniu komentarza, dzwoni telefon.
Pan przejęty mówi, że widzi tu właśnie negatywny komentarz i co tu można zaradzić. Pytam się, czy spodziewał się innego komentarza, po tych cyrkach z wysyłką, trudnością w kontakcie ze sprzedającym, i skończywszy na brakującym padzie. On na to, że to JA miałam do nich zadzwonić w sprawie pada, a tego nie zrobiłam. Nie był za bardzo kumaty, więc skończył dyskusję szybko, z braku argumentów. Stanęło na tym, że komentarz zostaje. Za minutę znów dzwoni telefon - tym razem dzwonił bardziej kumaty z wspomnianej dwójki i za razem niezły cwaniak. Znów powtarza to, co chwilę wcześniej jego niekumaty współpracownik. Ja mu na to, że nie powinien spodziewać się innego komentarza z mojej strony. On jednak uważa, że negatywny komentarz to za ostra ocena, i żebym wystawiła mu neutralny. Ja na to, że nie ma mowy - bo tak właśnie oceniam transakcję - negatywnie. On, że w takim razie oni też muszą mi wystawić negatywa. Ja pytam, że niby na jakiej podstawie? Z mojej strony wszystko zostało przeprowadzone jak należy. Pieniądze wpłaciłam od razu po wygranej aukcji, dopełniłam wszelkich formalności. Nie miał na to jasnej odpowiedzi. 
Jak na razie komentarza nie wystawili. Ciekawa jestem jak go uzasadnią. "Bo ona nam dała negatywa, to MY jej też!"? Haha. Żal. Ustosunkuję się do negatywnego komentarza z ich strony, mogą być tego pewni. Mam masę argumentów. Przede wszystkim kilka komentarzy negatywnych na ich profilu także jest z powodu długiej wysyłki. Pan jeszcze próbował się ratować jakimś regulaminem, gdzie ponoć mają 14 dni na wysłanie towaru. Przejrzałam ich aukcję jak również regulamin Allegro - nigdzie nie ma takiej wzmianki. 
Krętacze i tyle. Nie wiedzą z kim zadzierają :> Ja się tak łatwo nie dam!

czwartek, 7 lipca 2011

Śnięta

Ta pogoda mnie dobija. Przez ostatnie kilka dni ciągle leje. Wczoraj musiałam założyć jesienne kozaki, bo inne buty by mi przemokły. Do tego wiatr złamał mi parasolkę..
Nic mi się nie chce. Mama na urlopie, więc mam trochę spokoju, ale i więcej obowiązków. Zbieram się od kilku dni, żeby zrobić pranie, może dzisiaj się uda. Wyjadam wszystko z lodówki i zamrażalnika, bo ciągle nie mam kiedy iść na większe zakupy. Szczególnie, jeśli chodzi o mięso. Gdy docieram do domu po 18 już niewiele w mięsnym zostaje. W sobotę zaopatrzę lodówkę.
Moje dni są bardzo monotonne ostatnio. Przychodzę do domu po 18, najczęściej z siatami zakupów, jem coś [albo i nie, różnie to bywa] i albo gram na PS3 albo rysuję w Photoshopie. Potem zastaje mnie noc, i trzeba iść spać. Nie wysypiam się ostatnio, to chyba przez tą pogodę. Chciałoby się tylko leżeć pod kocykiem z książką i ciepłą herbatką, a nie wychodzić rano do pracy. No ale ma się poprawić pogoda, więc może będę miała trochę więcej energii do działania.

piątek, 1 lipca 2011

k.. co za dzień..

Co za parszywy dzień! Piszę tą notkę w gniewie i na głodniaka, więc będę marudzić!

1. Przesadzili mnie w pracy na inne stanowisko, a co za tym idzie mam wszędzie daleko! Do osób, z którymi współpracuję najwięcej, czyli do dokumentów też.. I muszę latać przez pół biura po każdy świstek... Dziś chyba z 10km po biurze zrobiłam i to na 10cm obcasach! Kupię sobie krokomierz...

2. Wszystkie drukarki w biurze sprzysięgły się przeciwko mnie! Przygotowywałam materiał szkoleniowe, więc musiałam xerować chyba z 250 stron. Pierwsze xero oznajmiło, że odłącza zasilanie - i tak też uczyniło, niedając się włączyć. Kolejne xero - że toner do wymiany. Następne - że wymiana bębna konieczna. Więc latałam na dół xerować..

3. Wyszłam z pracy 17:15. Pada, wieje... Idę na ten przystanek przez błoto, bo oczywiście nie zrobili na Domaniewskiej chodnika, bo po co! Dotarłam. Autobus nie przyjechał. Bosko. Stoję, trzymam parasol, żeby mi go nie zwiało. 10min minęło - JEST! Wsiadam. Korek. Szlag mnie trafia. Zasypiam na stojąco, bo miejsc siedzących nie ma. Dojechałam.

4. Głodna byłam jak nie wiem co, więc podjechałam przystanek dalej po chińszczyznę. Mówię - "kurczak w cieście w sosie słodko-kwaśnym na wynos". Chinka do mnie "$&^%%@@$&@??". Ja na to "hę?".
Ona: "$&^%%@@$&@??!". Ja: "...". Ona: z wadzywami?. Ja: tak. [zawsze był wybór - sos slodko-kwaśny z/bez warzyw]. Biorę, wychodzę na deszcz, w jednej ręce siatka, w 2giej parasol. Telefon mi dzwoni w torbie. Zębami mam odebrać?! Nie odebrałam. Wchodzę do domu, chcę jeść a tu jaki sos dostałam?? ?Jakąś breję jasną z warzywami.. Sos słodko-kwaśny to nie był :/ No nic, zjadłam, jak człowiek głodny to wszystko zje!

Także dziś trafia mnie SZLAG.
Marzę o nic-nierobieniu, lub o beztroskim wieczorze z Dragon Age II i moim PS3.
Upiekę muffinki na poprawę nastroju, o!