sobota, 31 grudnia 2011

Sylwester

Plany na Sylwestra: brak
Partner na Sylwestra: brak

Prawdopodobny scenariusz na dzisiejszy wieczór:

  • Ilość uczestników "imerezy": 1
  • osoby towarzysząca:  Skype, Facebook
  • trunki: prawdopodobnie wino czerwone słodkie, końcówka cytrynówki, kawa, herbata
  • rozrywki: TV, Skyrim
Zapowiada się szalona impreza...

czwartek, 22 grudnia 2011

Przedświąteczna gorączka

Chaos, tłumy, kolejki...
Wczoraj pojechałam po prezenty. Na szczęście udało mi się kupić prawie wszystko. Nie było tego, co wcześniej sobie upatrzyłam, ale znalazłam co innego. Jutro ostatnie zakupy i jestem gotowa do świąt. 

W pracy nie wiem w co ręce włożyć. Najpierw odkopywałam się z zaległości powstałych z powodu mojego zwolnienia lekarskiego. Teraz nie dość, że koniec roku, to jeszcze styczniowe spotkanie wszystkich pracowników firmy. Część jego organizacji spadło na mnie. Wszyscy czegoś ode mnie chcą, wszystko jest oczywiście ważne, pilne i na wczoraj. Robię po 5 rzeczy na raz. Po tych 2 tyg jestem na prawdę padnięta. Ostatni raz byłam taka zmęczona przed poprzednim spotkaniem cyklicznym. Potrzebuję tych świąt i urlopu, który wzięłam do końca roku, począwszy od 27go. 

Zaczęłam orientować się trochę odnośnie wizy do Stanów. Podstawowy problem polega na tym, że we wniosku muszę podać termin planowanego wyjazdu. Oczywiście terminu jeszcze nie znam. Będzie to zależne od mojego urlopu, urlopu przyjaciela, do którego lecę, ceny biletów itp itd. Więc najpierw muszę to jakoś ogarnąć. Mam nadzieję, że chociaż na tydzień uda się wyjechać, bo na mniej się nie opłaca. Eh.
No i sam proces wizowy trwa. I jeszcze rozmowa z konsulem. Zobaczymy jak to będzie. Będę walczyć o marzenia ;)

Tymczasem idę spać, bo oczy mi się zamykają. Jutro ostatni dzień, i na szczęście pracujemy do 12:00.
Chwała za to naszemu Zarządowi! Dobranoc!

niedziela, 18 grudnia 2011

Postanowienie noworoczne

Święta za kilka dni, a ja nadal nie mam prezentów. Wymyślanie podarunków dla najbliższych zawsze było i jest dla mnie katorgą. Nie wiem z czego się ucieszą. Nie chcę kupować czegoś, co nie sprawi obdarowanemu przyjemności. W tym tygodniu koniecznie muszę jechać na zakupy i wysilić mózgownicę. 
Nie czuję jak na razie atmosfery świąt. Czułam ją w listopadzie, jak chwilowo prószył śnieg. Teraz można liczyć jedynie na deszcz.. Szkoda, bo bardzo mam ochotę na białe święta.

Nigdy nie robiłam noworocznych postanowień, ale jedno na nadchodzący rok już mam.
W roku 2012 polecę do USA. Od dawna chciałam to zrobić. Zawsze myślałam jednak, że to niewykonalne, albo za drogie. Do tego wiza.. Ale jak tak na to spojrzeć, nie jest to aż tak skomplikowane. Od  6 lat mam w Ameryce przyjaciela.Od zawsze chcieliśmy się spotkać, ponieważ znamy się tylko z internetu. Był pomysł, żeby on przyleciał do mnie, ale chwilowo nie ma na to funduszy. 
Przeprowadzka do Grecji nauczyła mnie jednego - nie ma rzeczy niemożliwych, chcieć to móc. Kiedyś niemożliwym wydawał mi się pomysł wyjazdu do Grecji, aby poznać przyjaciół w realu, a tym bardziej przeprowadzka wydawała się nierealna. A jednak - zrobiłam to. Stany są daleko, ale z drugiej strony to tylko 9h samolotem :) Teraz muszę zacząć powoli realizować ten plan. Najpierw wiza. Może jeszcze w grudniu złożę aplikację. Jak już wiza będzie w kieszeni, zacznę ustalać termin podróży, brać urlop, sprawdzać bilety. No i oszczędzać kasę. Mam już sporo na koncie, bo staram się cały czas oszczędzać i nie wydawać całej pensji na głupoty. Może uda się wyjechać w lutym albo marcu. Zobaczymy, ale jestem bardzo pozytywnie nastawiona do tego pomysłu i zmotywowana! Fight Ava, fight! ^^

środa, 14 grudnia 2011

Powrót do rzeczywistości

Powrót do pracy po zwolnieniu bywa koszmarem. Nie dla tego, że nie chce mi się pracować, wręcz przeciwnie - tydzień bezczynności jakoś mnie zmęczył. Chodzi o zaległości. Podobno nie ma ludzi niezastąpionych, ale w mojej pracy nikt mnie nie wyręczył.
Na dzień dobry 132 maile. Nie jest to może jakoś bardzo dużo, ale zawsze więcej niż odbieram z dnia na dzień. Zanim się zabrałam za przekopywanie skrzynki, zastało mnie południe. Na moim biurku pojawiły się jakieś bezpańskie dokumenty i faktury, które ktoś tam zostawił podczas mojej nieobecności. 
Generalnie przez cały tydzień próbowałam się odkopać z papierów i zaległości, ale ciągle powstawały jakieś małe pilne sprawy i wszystko musiałam odkładać na później. 
Ale widzę już światełko w tunelu, jutro piątek, a najważniejsze rzeczy skończyłam dzisiaj :)
Dzięki nawałowi pracy tydzień minął szybko. Zaraz święta, a w przyszły piątek pracujemy do 12:00! 
Może uda mi się wziąć urlop po świętach. Oczywiście, jak co roku, nie wiem co z Sylwestrem. W zeszłym roku dowiedziałam się 31 grudnia, że idę na imprezę. Zobaczymy co będzie w tym roku...

Święty Mikołaj przyszedł do mnie wcześniej w tym roku, widocznie byłam bardzo grzeczna :P
Dostałam upragnioną sokowirówkę! Mama na początku zbojkotowała mój pomysł mówiąc swoje ulubione "Gdzie ja to postawię!" Mamy dużą kuchnię i na prawdę dużo się tam mieści, tylko trzeba trochę zmysłu organizacji. I się jakoś wszystko zmieściło! Piję od wtorku pyszne soczki marchewkowo jabłkowe z selerem i imbirem czasami. Mniam. :) 

Ubolewam, że nie ma śniegu.. I pewnie nie będzie go wcale na święta. Bardzo wielka szkoda. Potrzebuję świątecznej atmosfery w tym roku, a tu nici z białej Gwiazdki..

poniedziałek, 5 grudnia 2011

L4

No to się rozłożyłam na dobre. Od listopada walczę z przeziębieniem. Na chwilkę udaje mi się je zaleczyć, przez tydzień jakoś dobrze się trzymam, ale jak tylko przychodzi weekend, to jakieś paskudne zarazki mnie rozkładają na łopatki. Tak było i tym razem. Zaczęło się w sobotę bólem gardła, w niedzielę doszedł jeszcze katar, osłabienie i stan podgorączkowy.

Dziś jakoś zwlokłam się z łóżka i pojechałam do pracy. Szef zobaczył mnie w przelocie i zapytał jak się czuję - prawdopodobnie nie wyglądałam na zdrową. Koleżanka z open space też od razu zauważyła, że ledwo zipię. Od niedzieli czuję się osłabiona, i dziś niestety w dalszym ciągu nie mam na nic siły, nawet wstać z krzesła. Postanowiłam pójść w końcu do lekarza. Już tyle razy chodziłam chora do pracy, bo nie chciałam się nad sobą użalać, że mam katarek, to nie mogę pracować. Ale dziś czuję się na tyle fatalnie, że nadszedł czas na  siedzenie w domu. 

Umówić się do lekarza wcale nie jest prosto. Tzn może nie byłoby z tym problemu, gdyby w Medycynie Rodzinnej ktoś łaskawie odbierał telefon. Po 30 min dzwonienia zrezygnowałam i poszłam prywatnie. Swoją drogą to niezły interes. Siedzi sobie taki dziadzio doktor w gabineciku, przyjmuje za ok 80-100zł. Ja pojawiłam się w gabinecie tuż przed zamknięciem [czynny od 9-11], a pół godziny przed końcem przyjęć już były tam 4 osoby. Więc przez 2h przyjmowania na rękę pan dr zarobił pewnie z 1000zł. Żyć nie umierać.
Dostałam zwolnienie do końca tygodnia, więc teraz muszę zabić choróbsko. Piję herbatkę z sokiem malinowym, zażywam czosnek w kapsułkach, witaminę C, Gripex itp. Temperatura spadła, ale nadal czuję się, jakbym dostała czymś w głowę. Uh.

sobota, 3 grudnia 2011

Dlaczego nie?!

Okres przedświąteczny to czas, kiedy wszyscy chcą Ci wcisnąć coś po "promocyjnej cenie". Świetnie.
W przeciągu 2 tygodni dzwonił do mnie już Orange i mBank. 

Pani z Orange starała się mnie przekonać do oferty "Pelikan" w Orange. Zachwalała zalety przez jakieś 10min. Na końcu usłyszała jednak moje "nie, dziękuję, nie jestem zainteresowana". Lecz nie był to koniec rozmowy, jak zakładałam, bo Pani chciała koniecznie wiedzieć DLACZEGO NIE. No to mówię, że przede wszystkim chcę zostać przy telefonie na kartę, że doładowuję kiedy potrzebuję. Nie chcę płacić miesięcznego abonamentu, nawet jeżeli wynosi 39zł. Ale kobieta nie daje za wygraną. Próbuje dalej przekonywać, że mogą mi dać możliwość kontrolowania wydatków, a ja na końcu języka mam stanowcze "NIE, DZIĘKUJĘ, czy może Pani nie uszczęśliwiać mnie na siłę"? Jednak powstrzymuję się, i spokojnie czekam aż skończy się 5cio minutowy wywód. W końcu zdecydowanie mówię NIE i kończę wyskusję.

Dziś, w sobotni poranek zadzwoniła do mnie Pani z mBanku, chcąc przedstawić mi ofertę nie do odrzucenia dla mnie, stałego klienta. Nawet zaproponowała pakiet Premium! Chodziło o ubezpieczenie medyczne. Wyliczanie jego zalet zajęło jej z 10min. Prawie zasnęłam. Mówię, że chwilowo nie jestem zainteresowana. I co słyszę w słuchawce? DLACZEGO NIE?! Ku... - BO NIE! Czy ja muszę się tłumaczyć? Ja na prawdę rozumiem, że to ich praca, że muszę sprzedać produkt. Współczuję im, serio, bo sama bym nie potrafiła przekonywać ludzi, że coś chcą, nawet jeśli mówią, że nie chcą. Nienawidzę, jak ktoś wie lepiej czy ja czegoś potrzebuję czy nie. Trafia mnie po prostu szlag. Powiedziałam, że proszę o telefon później, za kilka dni, że chcę w spokoju przeczytać ofertę i się zastanowić. Ale Pani nie daje za wygraną mówiąc, że już wszystkie informacje mi przekazała i nie znajdę na stronie nic nowego i może jednak dzisiaj uaktywnimy tą usługę.
Znów, hamując się od bycia nieprzyjemną, spokojnie ponowiłam prośbę o telefon za kilka dni... 

Błagam. Nie przekonujcie mnie na siłę, że coś jest dla mnie lepsze, albo, że czegoś potrzebuję, ale jeszcze o tym nie wiem. Ciekawe skąd jeszcze zadzwonią w najbliższym czasie...