czwartek, 31 marca 2011

Jest pierwsza pensja, to czemu nie zacząć jej wydawać?

Od zawsze miałam problem z wydawaniem pieniędzy. Od dziecka byłam oszczędna, Starałam się kupować rzeczy tylko wtedy, gdy były mi naprawdę potrzebne. Lecz gdy kupiłam coś droższego niż zwykle - zawsze miałam wyrzuty sumienia. Zaczyna mnie to denerwować. Powinnam to chyba jakoś wypośrodkować.
Podczas pobytu w Grecji trochę udało mi się nad tym zapanować. Przeliczając euro na złotówki zazwyczaj wychodziło mi, że w Polsce wszystko jest tanie. Gdy przyjechałam do Polski na wakacje, wiedziałam, że potrzebuję kupić zegarek [bo stary się popsuł, i nie można już było naprawić tego elementu]. Mimo, że mogłabym znaleźć jakiś inny zegarek niż Swatch za 200zł, kupiłam właśnie ten, tłumacząc sobie, że za taki sam w Grecji zapłaciłabym na pewno drożej. 
Teraz, gdy już prawie pół roku mieszkam w Polsce, ta maniera przeliczania cen na euro minęła. Teraz znów zaczynam mieć wyrzuty sumienia, gdy kupię coś, co wydaje mi się drogie. A przecież nie powinno być w tym nic złego, dopóki nie jesteśmy przesadnie rozrzutni. 

Wczoraj dostałam pierwszą pensję. Postanowiłam sobie, że jak zacznę zarabiać, to kupię sobie PlayStation3, ale postanowiłam się z tym wstrzymać. Jeszcze aż tak bardzo mnie nie ciągnie do grania [chociaż Dragon Age II już wyszła, więc chętnie bym zagrała :P]. Ale pojawiła się niedawno w mojej głowie nowa myśl. 
Moja Nokia, którą kupiłam w zeszłym roku w lutym, znów ma jakieś humory. Działać <jeszcze> działa, ale od nowości się sama z siebie wyłącza. Jest to denerwujące, bo nigdy nie widzę, czy działa, czy nie, bo ma klapkę, więc jeśli przez jakiś czas jej nie używam - nie kontroluję tego. Kilka razy zdarzyło się, że przez to nie zadzwonił budzik.. Zaznaczam, że bateria była jak najbardziej naładowana. Dodatkowo coś się stało z często używanymi numerami, i przestały się zapisywać. No jednym słowem tel się kaszani, ale nadal działa.
Ponieważ tel był kupowany w Grecji, i nie jest już na gwarancji, niebawem będę musiała go zmienić na inny. Pomyślałam więc - czemu nie teraz? Dlaczego mam zmieniać telefon tylko w momencie, jak kompletnie się rozsypie? Czemu nie sprawić sobie przyjemności teraz? 

Chciałam spróbować czegoś nowego. Od zawsze byłam przeciwniczką telefonów dotykowych, ale gdy pobawiłam się kilkoma telefonami moich znajomych, zaczęłam się powoli przekonywać. Nadal nie wiem, jak długo będę się przyzwyczajać do pisania SMSów, ale człowiek podobno do wszystkiego może się przyzwyczaić. 
Tak więc zaczęłam przeszukiwać sieć i sprawdzać różne alternatywy. Głównymi kryteriami były: duży ekran i Wi-Fi. Problem polega na tym, że telefony z normalną klawiaturą i dużym ekranem są rozsuwane [a takich wyjątkowo nie lubię], lub mają malutka klawiaturę qwerty niczym BlackBerry. Nie umiem pisać na takim maleństwie, poza tym nie bardzo mi te modele odpowiadają. Oczywiście kilku znajomych polecało iPhone'a, ale nie stać mnie, by na telefon wydać 2-3tyś zł. Abonamant też nie wchodzi w grę, bo ja ledwo wykorzystuję 50zł miesięcznie, więc totalnie mi się to nie opłaca. 
Ale znalazłam alternatywę dla iPhone [ponad 3x tańszą], przynajmniej jeśli chodzi o kształt i o wielkość ekranu. Poszperałam, poczytałam, pooglądałam różne review na Youtube, i zdecydowałam, że mi się podoba.

Ale z decyzją zakupu nie poszło mi tak łatwo. Moja mama oczywiście twierdzi, że mój tel jeszcze działa, poza  tym po co mi takie bajery, skoro telefon ma służyć do dzwonienia? No to już wiem skąd mam to przekonanie, że jak jest coś dobre, to nie należy kupować nic lepszego. W dzisiejszych czasach technika idzie naprzód bardzo szybko, i gusta też się zmieniają. Rok temu nie pomyślałabym nawet o dotykowym telefonie. Teraz najbardziej przekonało mnie to, ze chcę mieć wifi w telefonie, no i większy ekran. Moja Nokia nie ma żadnych ciekawych funkcji i małe możliwości personalizacji. 
Gdy byłam już pewna, że ten model telefonu i jego opcje mi odpowiadają, zamówiłam na allegro SAMSUNG GT- S5830 GALAXY ACE za 860zł [z wysyłką kurierską]. Nadal oczywiście mam wyrzuty sumienia, gdzieś z tyłu głowy, ale pocieszam się faktem, że zaoszczędziłam z 2tyś na iPhone :P
Poza tym będzie niedługo dodatkowa kasa z umowy o dzieło - w pracy zadeklarowałam się do zrobienia grafiki na plakaty na program szkoleń. Nie wiem jeszcze ile dostanę na rękę, ale ile bym nie dostała, to wyrzuty sumienia będą mniejsze ^^

No, rozpisałam się. 
Mam nadzieję, że Ci, którzy dobrnęli jakimś cudem do końca, jeszcze nie zasnęli.
A'propos spania - ja się kładę, bo jutro muszę być wcześniej w pracy, więc trzeba wstać o 6.00.
Mam nadzieję, że budzik w mojej Nokii jutro zadzwoni.. 

poniedziałek, 14 marca 2011

Takie tam.. :P

Nawet nie sądziłam, że posiadanie pracy może dać człowiekowi tyle satysfakcji. Teraz nareszcie moje życie jest uporządkowane, ma jakiś rytm. Czuję, że jestem bardziej zorganizowana niż wcześniej. Mam mniej czasu na wszystko, więc staram się wykorzystać każdą chwilę na coś konstruktywnego no i relaks. Ale zauważyłam, że zaczynam być śpiąca ok 22.30-23.00. Teraz, gdy piszę te słowa, oczy mi się zamykają [przydaje się pisanie bezwzrokowe :P]. To do mnie nie podobne, żeby o tej godzinie iść spać. Zawsze kładłam się grubo po 24, a ostatnio nawet o 3-4 rano. Ale na szczęście szybko zmieniłam te nawyki. Bałam się, że nie będę mogła zasnąć, bo tak rozregulowałam sobie zegar biologiczny. Ale na szczęście udało się. Bardzo cieszę się, że chodzę do pracy na 9, więc do 7 można sobie pospać. Praca sprawia mi ogromną satysfakcję. Po tylu miesiącach szukania docenia się pracę, jak już się ją ma. A ja jeszcze wróciłam do firmy, w której dostałam moją pierwszą w życiu pracę :)
A co poza tym? W sobotę byłam u fryzjera. Strzyżenie, baleyage, i oczywiście moje fioletowe pasemko, którego nadal nienawidzi moja mama. Ale mi się podoba, o!

Idę spać, bo naprawdę padam ^^
Buziaki!

wtorek, 8 marca 2011

Kobieta pracująca

Część z Was wie, część nie, że nie jestem już bezrobotna :)
Od ponad tygodnia pracuję w firmie farmaceutycznej, w której pracowałam na recepcji podczas studiów. Co prawda firma przeszła fuzję z kilkoma innymi firmami, i zmieniła nazwę, ale dla mnie nie ma większej różnicy. Czuję się jak "u siebie". Nie mam wrażenia, że to nowa firma, mimo wielu nowych twarzy [może z 1/3 pracowników pozostała ze starej firmy]. Czuję, że wróciłam tam, skąd odeszłam półtora roku temu.
Kolejną zmianą jest to, że nie jestem już recepcjonistką. Właściwie nie wiem kim jestem, bo moje stanowisko [nowo stworzone, nie przejęłam po nikim obowiązków] nadal nie ma nazwy. Ale mogę napisać tyle, że będę pomagać w dziale personalnym.
Pierwszy tydzień pracy był bardzo chaotyczny, wiadomo - faza organizacji. Dodatkowo w firmie są teraz rekrutacje, więc moja przełożona ciągle była na spotkaniach. Prawie wszystko już mam - biurko, telefon, maila. Czekam jeszcze tylko na komputer, bo obecnie pracuję na szkoleniowym. Siedze w pokoju z 3 dziewczynami i moim kolegą, z którym studiowałam, i dzięki któremu zaczęłam pracować w tej firmie, kiedy i on zaczynał tu "karierę". Ale z tego, co się dowiedziałam, albo mnie przesadzą gdzie indziej z początkiem kwietnia, albo dostawią do nas jeszcze jedno biurko. Szkoda by było, jakby mnie przesadzili, ale jak mus to mus. Mam nadzieję, że wstawią jednak biurko i będziemy siedzieć w 6 osób.
Cieszę się, że mam tę pracę. W końcu mój dzień ma jakiś rytm. Nawet spać chodzę przed 24:00, bo jestem padnięta. Śpię też lepiej. Chyba miałam problemy ze snem, bo się denerwowałam, że już tyle czasu jestem w Polsce, a nadal nie mam pracy. Miałam wyrzuty sumienia. A teraz jakoś tak odżyłam. Nic nie robienie jest fajne, ale do czasu. Każdy dzień wyglądał tak samo. Czułam, że stoję w miejscu. Nawet nie marzyłam, że uda mi się wrócić do starej firmy, i to jeszcze na lepsze stanowisko. Życie zatoczyło koło.