piątek, 24 lutego 2012

Wkur****a

Warning! 
Poniższa notka pisana jest pod wpływem silnych emocji wkurwienia i ogólnego rozstrojenia nerwowego spowodowanego ośmiogodzinnym pobytem w pracy. Przed przeczytaniem tej notki skontaktuj się z lekarzem lub farmaceutą, ponieważ dalsze czytanie tego wpisu może zagrażać Twojemu życiu lub zdrowiu [psychicznemu].

czwartek, 23 lutego 2012

Connected

Połączenie się telewizji kablowej Aster z UPC, jak również wysłużenie się mojego modemu sprawiło, że na 4 dni zostałam bez internetu. Niestety w godzinach, w których jestem w domu [czyt. po 18:00] technik mógł przyjechać dopiero dzisiaj. Także od poniedziałku ratowałam się internetem w telefonie i korzystałam z internetu dostępnego w pracy, na przykład do napisania maila, bo w telefonie trwałoby to wieki.

Życie bez internetu jest.. dziwne.. jakieś takie niepełne. Człowiek zdążył się już przyzwyczaić, że w każdej chwili może coś w internecie znaleźć, na przykład sprawdzić głupi program TV. Albo połączyć komputer za pośrednictwem WiFi z konsolą PS3 aby móc oglądać filmy na telewizorze. Albo po prostu kontaktować się z ludźmi. Gdy internetu nie było, a w TV nic do oglądania, szłam najzwyczajniej w świecie spać. 

Stwierdzam, że: dzisiejszy człowiek bez prądu i internetu jest upośledzony! Moja siostra ostatnio powiedziała, że nie wie, jak mogła wcześniej żyć bez Facebooka. Ja doskonale pamiętam swoje dzieciństwo bez komputera i internetu. Jak już nawet miałam komputer, to rzadko z niego korzystałam, bo ile można grać w te same gry platformowe.. Teraz internet jest integralną częścią mojego życia. Mam w sieci swoje strony, galerię, a także wielu przyjaciół z zagranicy. Internet to jedyna możliwość, aby się z nimi skontaktować. 

Nie twierdzę, że nie można żyć bez netu, bo można. Ale przekonałam się na własnej skórze, że czegoś mi jednak brakowało do pełni szczęścia :) Czułam się w pewnym sensie odcięta od świata, bo do komunikowania się z przyjaciółmi używam głównie internetu a nie telefonu. 

No ale wszystko dobrze się skończyło. Jestem znów wśród Was. Podłączona :D

wtorek, 14 lutego 2012

Walentynki

Valentine’s Day: It reminds you if you don’t have someone, that you don’t have someone. And if you do have someone, you shouldn’t have to have a holiday to remind someone that you care about them.


Powyższy cytat idealnie odzwierciedla mój stosunek do tego święta. Nigdy nie przepadałam za Walentynkami. Wszędzie różowe serduszka, róże i kupidyny, gotowe wystrzelić strzałę miłości w naszym kierunku. Walentynki są bardziej świętem handlowców i restauratorów niż zakochanych. Czy potrzeba specjalnego dnia, żeby celebrować miłość do drugiej osoby? Jeśli się o kogoś troszczysz i na kimś Ci zależy, powinieneś to okazywać każdego codziennie! Nie potrzeba specjalnej daty, żeby zabrać ukochana na kolacje, lub dać jej kwiaty.

Jeśli jesteś sam, 14 lutego przypomina Ci o tym, że nie masz się o kogo troszczyć. Że nikomu na Tobie nie zależy. Patrząc na wszechobecną ekspresję miłości na ulicach, w sklepach czy restauracjach, robi Ci się niedobrze... Kiedyś ktoś powiedział mi, że nie lubię Walentynek, bo jestem sama, i zazdroszczę tym wszystkim parom. Zazdrościć mogę i  w inne dni, nie potrzebuję do tego specjalnego święta. Nawet jak miałam partnera, nie lubiłam tego sztucznego dnia. Starałam się zawsze okazywać drugiej osobie jaka jest dla mnie ważna, nawet jeśli nie otrzymywałam od niej niczego w zamian..

wtorek, 7 lutego 2012

Sny

Sny na prawdę są odzwierciedleniem tego, co w nas siedzi. Oczywiście często przedstawiają skrawki obejrzanych filmów, usłyszanych historii, znajomych osób, marzeń, pragnień - jednym słowem wszystkiego, z czym się stykamy. W tym chaosie jest jednak jakiś ukryty sens.

Bardzo rzadko pamiętam swoje sny. Jeśli już, to jakieś skrawki. Głownie pozostają ze mną emocje, których nie potrafię zwerbalizwować, opowiedzieć. To takie uczucie, jakby utknęły w podświadomości. Ja wiem, co mi się śniło, ale gdy chcę o tym pomyśleć lub opowiedzieć - nie potrafię. Czasami jednak zdarza się tak, że mój sen ma fabułę, którą da się opowiedzieć, ale nie słowa nie oddają tego, co chcę przekazać.

Dziś miałam piękny sen. Taki prawdziwy. Najfajniejsze były w nim emocje. Czułam jakbym tam była. Nawet moje myślenie było realne, odnosiło się do istniejących faktów. Ale niestety wkradły się do niego demony przeszłości. Śniła mi się osoba, o której wolałabym zapomnieć, która w tym śnie była zwiastunem wszystkiego, co złe. Zawsze tak silnie nacechowane emocjami sny odchorowuję cały kolejny dzień. Myślę o nim, przetwarzam w głowie. Wiem, że mogłabym zinterpretować dzisiejszy sen jako lęk przed tym, że znów coś albo ktoś zostanie mi odebrany. Ten lęk przed utratą czegoś chyba towarzyszy mi od dziecka, ale od ponad pół roku słowo "utrata" nabrało dla mnie nowego znaczenia.

Czas spać. Mam nadzieję na równie fajny sen jak tej nocy, tyle że bez "nieproszonych gości".
Dobranoc.

sobota, 4 lutego 2012

Działanie w afekcie...

Od ponad tygodnia cała Polska żyje sprawą zaginięcia półrocznej Magdy. Wiele osób dobrowolnie włączyło się do poszukiwań rzekomo porwanej dziewczynki. Wczoraj jednak poznaliśmy inną wersję wydarzeń.

24 stycznia ok 18:00 w Sosnowcu zaginęła półroczna Magda. Matka została napadnięta, ogłuszona, straciła przytomność, a gdy się ocknęła wózek był pusty -taka była pierwotna wersja. 
Przez tydzień w mediach huczało. Byliśmy karmieni różnymi informacjami - że tworzą portret pamięciowy i psychologiczny mężczyzny, który ponoć napadł na Katarzynę W., że policja nie przerywa poszukiwań. Wywiady z rodzicami, dziadkami, konferencje prasowe...
Oddajcie nam nasze dzieciątko, przecież była naszą perełką - mówiła matka.

W śledztwo włączył się także Krzysztof Rutkowski, prywatny detektyw [który notabene nie ma już uprawnień detektywistycznych]. To właśnie dzięki jego, nie do końca etycznym, metodom dowiedzieliśmy się co tak naprawdę mogło się wydarzyć. "Złamał" matkę, która wyznała, że po kąpieli małej, ta wysunęła się ze śliskiego kocyka i uderzyła w próg sypialni. Była sina, nie żyła. Katarzyna W. w szoku wsadziła dziecko do wózka i wyszła, by ukryć ciało. 

środa, 1 lutego 2012

Luty

Czas płynie mi strasznie szybko. Niedawno jeszcze były święta i Sylwester a tu już mamy luty.
W sumie nic się nie zmienia, poza płynącym czasem. Praca, dom, weekend, praca dom... i tak w kółko. Czasem jakieś wyjście z przyjaciółką, jakieś kino.. A tak to wszystko po staremu.
Zima daje się we znaki. Dziś rano było -15. Nie chcę myśleć co to będzie przy -20... Zapowiadają straszne ochłodzenie w piątek. Brr. W weekend może sobie być zimno, najwyżej nie wychyle nosa z domu.
Przyzwyczaiłam się trochę do greckich temperatur w zimie, chociaż w lato ciągłe 38-45 stopni bywały bardzo męczące..W lato wolę nasze 25-28 :P