poniedziałek, 30 lipca 2012

Przeprowadzka

To był bardzo męczący weekend, ale było warto! W sobotę po 9.00, gdy termometry wskazywały już 27 stopni w cieniu, przyjechała firma przeprowadzkowa. Przywieźli meble z mieszkania mamy, i zabrali te, które stały u mnie w mieszkaniu. Moja współlokatorka planowała wprowadzić się w niedzielę, ale dobrze się stało, że udało się wszystko przewieźć w sobotę. Upał nie ułatwiał nam meblowania pokoju ani rozpakowywania, ale nawet to nam nie przeszkodziło. Całą niedzielę poświęciłyśmy urządzaniu kuchni. Wywaliłyśmy wszystko z szafek, posegregowałyśmy. Co było do wyrzucenia, wylądowało w śmieciach, a co zostało, trzeba było poukładać na nowo. Grunt to dobra organizacja! W kuchni przejaśniało, a mimo nowych naczyń czy garnków przywiezionych przez Loum, nadal mamy mnóstwo miejsca w szafkach! Kącik kawowy prawie jest - przydałby się nowy ekspres co prawda, i musimy zamówić smakowe syropy, ale to już detale. Herbatka jest tak jak zawsze chciałam - w pobliżu czajnika. Jestem zachwycona naszą "nową" kuchnią! Mam też 2 nowe nabytki - młynek do kawy, i moja nowa miłość, mianowicie garnek do gotowania ryżu! Cudo! Wsypujesz ryż, wlewasz wodę, wciskasz guzik, i gotowe. Garnek się sam wyłącza, a ryż jest idealny. Robienie sushi będzie banałem! Ach, już widzę te imprezy :)
Pokój, w którym mieszkała mama jest odmalowany na kolor kawy z mlekiem, a jedna ściana jest czekoladowa. Przy czekoladowej ścianie jest skrzynia, która pełni funkcję stołu i 2 fotele. Idealne miejsce na kawkę czy grę planszową. Meble z kawalerki świetnie odnalazły się w nowym wnętrzu. Bardzo podoba mi się odmieniony pokój, mimo, że w nim nie mieszkam. Nadal kocham swoją ciemną "norę" [pokój od zachodu + wielki kasztanowiec + budynek = minimum słońca wpadającego przez okno]. :)
Czuję się wspaniale! Nareszcie na swoim! Wszystko wysprzątane i wyszorowane, funkcjonalne i moje :)
Mieszkanie z współlokatorką jest zupełnie inne niż z mamą. Tu nikt mi niczego nie narzuca - same wszystko planujemy i organizujemy. Czuję, że moje życie jest w końcu poukładane. Nie muszę się dostosowywać do przyzwyczajeń mamy, tylko żyję po swojemu. I nikt mi nie musi mówić kiedy pozmywać, kiedy wyrzucić śmieci, bo sama wiem kiedy. I nie mam z tym problemu, to jest w tym najlepsze. Jak mama była w domu, nie czułam motywacji do zmian organizacji przestrzeni, czy sprzątania, bo za chwilę wszystko wracało do stanu sprzed mojej interwencji. A teraz? W końcu mogę swoje pomysły wcielać w życie! A najlepsze jest to, że mamy podobne pomysły razem z Loum :) Jest cudownie! Chociaż ten mały cel udało mi się osiągnąć.
Teraz aż chce mi się wracać do domu!

2 komentarze:

Naskrobane pisze...

to ja sie wpraszam an to sushi :>

Avangel pisze...

Nie musisz się wpraszać, bo zostaniesz zaproszona :D