poniedziałek, 5 listopada 2012

Chlust!

Pada, więc biorę parasol. Proste. Idę na przystanek, ciesząc się w miarę ciepłym, choć mokrym, listopadowym dniem. Moja radość nie trwała długo. Stoję na przejściu dla pieszych, czekam na zielone światło. Śmignął samochód. Nie zdążyłam osłonić się parasolem.
Na twarzy poczułam chlust zimnej wody. Oczami wyobraźni widziałam już swój makijaż spływający mi po twarzy. Na szczęście pozostał na miejscu, mimo, że nie wodoodporny. Z mojej fryzury, która trzymała się dzielnie od soboty, od momentu wyjścia od fryzjera, niewiele zostało. Mokre strąki.. Wiedziałam, jak będę wyglądać jak wyschną - jak pudel. Moje mokre włosy pozostawione samym sobie, a nie wysuszone na szczotkę, falują się zupełnie nie w tą stronę, w którą powinny.. 
Jasny płaszcz mokry, podobnie jeansy. Cholera jasna!

Nie ma to jak zacząć w ten sposób dzień. No, można przypuszczać, że nic gorszego mnie już nie spotka.. 
Oby.

Brak komentarzy: