czwartek, 24 stycznia 2013

Budzikom śmierć!

Obudziłam się o 6.00, widziałam, że jeszcze godzina snu przede mną. 

Otwieram oczy. Patrzę na zegarek. 7:09. Nie, zaraz.. 8:09. Ale jak to?!
Pewnie nie odświeżył mi się zegar w telefonie - patrzę jeszcze raz. 
8:09. Nie chce być inaczej, bo 2 pozostałe zegarki wskazują tą samą godzinę. 
O k...!

Wyskoczyłam z łóżka zdezorientowana. Plan, muszę mieć plan. O tej porze kończę makijaż, pakuję się i wychodzę. Na szczęście do pracy mam ok 20 min, więc jak wyjdę o 8:30 - 8:35, zdążę. Co daje mi.. ok 20 min na wyszykowanie się.

Bosko.. Ale "I can do it". Szybka toaleta poranna - na prysznic nie starczyło czasu, a ja nie lubię zaczynać dnia bez prysznica. No ale cóż, są inne priorytety. Śniadania nie było na mojej liście rzeczy do zrobienia. Złapałam pierwszy lepszy sweter, jeansy i zabrałam się za makijaż. Makijaż to rzecz, bez której kobieta się nie obejdzie - przynajmniej ja. 
Wyszłam o 8:30. W pracy byłam 8:45.

I kto śmie twierdzić, że kobieta nie potrafi być gotowa w 20 min?!
Chcieć to móc!

Ale nie jest mi z tym dobrze - wypadłam z mojej codziennej rutyny. Nie wiem czemu budzik nie zadzwonił. Był ustawiony, sprawdzałam to przed snem i rano. Normalnie jeszcze włącza mi się telewizor, ale traf chciał, że wczoraj tuż przed moim pójściem spać, nie było prądu, więc telewizor się zresetował... Złośliwość rzeczy martwych!

środa, 9 stycznia 2013

Witaj Nowy Roku!

Od dawna zbierałam się do napisani notki. Wypadałoby, w Nowym Roku.
Planowałam nawet napisać podsumowanie 2012 ale nie udało się, głównie z braku czasu. Ale o tym później.

Jeśli miałabym wybrać najważniejsze wydarzenia z 2012 roku, do głowy przychodzą mi 2.
1. Zamieszkanie samej [czyt. bez mamy] a co za tym idzie utrzymywanie się z własnej pensji
2. Zmiana pracy
Dodatkowo warto wspomnieć o Euro 2012. I to chyba tyle.

Koniec roku był bardzo pracowity i szalony. Po pierwsze, jak już wspomniałam zmiana pracy pod koniec października. W grudniu większość osób szła na urlop, więc wszyscy przed  świętami w amoku próbowali pozamykać swoje sprawy i zobowiązania. 
Zdarzało mi się wychodzić po godzinach. 
Po drugie wpadłyśmy z moją współlokatorką na [może nie aż tak] genialny pomysł zaproszenia naszego przyjaciela z Grecji na Święta i Sylwestra. Ponad 2 tyg z gościem w domu to zdecydowanie za długo, jeśli dodatkowo jeszcze trzeba chodzić do pracy. Po pierwszym tygodniu poziom mojej frustracji sięgnął zenitu. Byłam zmęczona, nie miałam ochoty przebywać wśród ludzi - najchętniej zamknęłabym się w pokoju i nie robiła nic. A przede mną rysowała się perspektywa spotkania towarzystkiego i Sylwestra.
Na szczęście już po wszystkim. Moje życie wróciło na swoje właściwe tory. Teraz odpoczywam po Świętach i tym szalonym okresie. Wieczorami często nie mam siły czytać, bo oczy zamykają mi się po kilku zdaniach. Ostatnio miałam ambitny plan obejrzeć Władcę Pierścieni na TVN. Zasnęłam gdy zaczęły się reklamy, po tym, jak stworzono Drużynę Pierścienia w Rivendell - obudziły mnie napisy końcowe i piosenka "May it be". Nadal nie mam czasu albo siły na spotkania towarzyskie. Wracam do domu z zakupami, potem gotowanie, sprzątanie, albo zgon, gdy położę się "tylko na chwilę".
Życie przecieka nam przez palce. Cały dzień spędzamy w pracy lub szkole, a wieczorami nie mamy już siły ani ochoty na nic poza spaniem - szczególnie jeśli mamy dom do utrzymania, a i o obiedzie na kolejny dzień trzeba pomyśleć. Jak pomyślę, że miałabym mieć jeszcze dziecko, to już mi się słabo robi. Odebrać ze szkoły/przedszkola, ugotować, odrobić lekcje, pranie, prasowanie, sprzątanie, położyć bachora spać.. I jedyne, co mi przychodzi na myśl po tym wszystkim to tylko paść na łóżko...
Ciężki żywot kobiety, oj ciężki.
Ale na razie nie mam się co martwić. Muszę sie ogadnąć i wrócić do normalności po tym wszystkim.