środa, 31 lipca 2013

See you soon

Płakanie na lotnisku nie powinno nikogo dziwić. Chyba nikt nie lubi pożegnań, a w hali odlotów raczej się żegnamy, niż witamy. 
Wiedziałam, że ten dzień w końcu nadejdzie, ale chyba nigdy nie byłabym w stanie się na to przygotować na tyle, by nie płakać. Więc płakałam. 
Ale usłyszałam na pożegnanie to, na co czekałam od 8 lat, i nigdy nie wierzyłam, że będzie dane mi usłyszeć te słowa. 
Nie wiem co jeszcze szykuje dla mnie życie, ale widzę, że jest pełne pomysłów jak skomplikować mi jeszcze bardziej byt na tym świecie :P
Ale wierzę, że w końcu będzie dobrze. 

Jest na co czekać... a raczej na kogo.. :)

wtorek, 30 lipca 2013

Everything happen for a reason

Ostatni miesiąc nauczył mnie pokory. Nauczył doceniać to, co miałam. W jednej chwili całe moje życie się zmieniło i wszystkie plany wzięło w łeb. 
Urlop rozpoczęłam w szpitalu. Choroba nie wybiera, ale w sumie szczęście w nieszczęściu, że stało się to akurat wtedy, kiedy się stało. Następnego dnia miałam być w Krakowie. Nie chcę nawet myśleć co by było, gdybym to tam musiała spędzić 10 dni w szpitalu z zagrożeniem życia i kwasicą ketonową. Na szczęście mój organizm po 2 dniach zwalczył to cholerstwo, ale do domu wypuścili mnie 8 dni później. 

Świeżo rozpoznana cukrzyca typu 1, poziom cukru we krwi w chwili przyjazdu karetki [notabene - dobrze, że w ogóle przyjechała, bo nie chcieli wysłać.. Polska Służba Zdrowia Rulez!] - 800mg/dl [wspomnę, że norma dla zdrowego człowieka wynosi <100 mg/dl]. Insulina do końca życia, wstrzykiwana podskórnie.
Pogodziłam się z tym faktem już w karetce. Bo co innego pozostaje niż zaakceptować to, czego nie da się zmienić? Na razie nie wynaleziono leku na całkowite wyleczenie tej choroby. Po prostu muszę podawać hormon, którego nie wytwarza moja trzustka. 
Wiem, że da się z tym normalnie żyć, trzeba tylko bardzo się kontrolować i uważać na to co się je. Dietetyczka w szpitalu powiedziała, że dieta diabetyka to tak na prawdę zdrowa zbilansowana dieta, którą powinien stosować każdy zdrowy człowiek. Ale wiadomo, jeśli można jeść ile i kiedy się chce, to brak motywacji do samokontroli i liczenia kalorii i węglowodanów w posiłkach. 

Niestety choroba była dla mnie jeszcze bardziej uciążliwa, niż tylko liczenie węglowodanów. Insulina powoduje zatrzymywanie wody w organizmie. Już po kilku godzinach od wyjścia ze szpitala spuchły mi nogi. Nie, nie kostki, jak to się zdarza przy upałach - tylko całe nogi. Kolana miałam 2x takie, jak normalnie. Niezbyt miłe uczucie, szczególnie, jak nie można zgiąć nogi w kolanie. Spokojnie mogę powiedzieć, że miałąm w sobie z 10l wody - ok 10 dodatkowych kg. Na szczęście opuchlizny już prawie nie ma, ale borykałam się z nią 3 tygodnie. 
Ale to nie wszystko, za dobrze by było! Ponieważ leki na zwiększenie diurezy, które dostałam, powodowały,że opuchlizna schodziła z góry nóg w dolne ich partie, w pewnym momencie miałam tak napięte łydki, że popękały mi naczynia. Efekt? Wylewy podskórne, powodujące czerwone plamy prawie na całych łydkach. Po wizycie u dermatologa dostałam heparynę... w zastrzykach - tak jakbym już nie miała dość kłucia się 5x dziennie wstrzykując insulinę.. Ale już po 3 dawkach widzę efekty, więc jestem dobrej myśli. Aż boję się pomyśleć, co mnie czeka. Z moim pechem można spodziewać się na prawdę wszystkiego. 

Ale jak to mówią nic nie dzieje się bez przyczyny. Moje wymarzone spotkanie z osobą, którą znam od  8 lat wypadło lepiej niż się tego spodziewałam. Odwiedzał mnie codziennie w szpitalu. Żeby nadrobić stracony czas, przebookował bilet powrotny i został ze mną do końca miesiąca. Wyjeżdża w środę. Będzie bardzo ciężko, ale staram się myśleć pozytywnie. 
Wszystko co zaplanowałam na jego przyjazd trafił szlag. Udało nam się pojechać do Torunia i Krakowa, jak planowałam, ale w nieco innym składzie. Nie zobaczyliśmy wszystkiego, ale i tak sporo udało się zwiedzić. Moja opuchlizna nóg nie pomagała nam w chodzeniu, ale staraliśmy się wykorzystać jak najwięcej. 
Moja choroba bardzo nas zbliżyła. Poznaliśmy się od innej strony, nie tej zaplanowanej, wyidealizowanej. Tylko tej ludzkiej, prawdziwej. Zobaczyłam, że mogę na niego liczyć. Że był przy mnie gdy byłam opuchnięta, blada, bez makijażu. Wspierał, opiekował się. Niejednokrotnie takiego testu nie zdaje się nawet po miesiącach czy latach związku. 

Moje życie się zmieniło,o 180 stopni. Ale widać tak miało być. Miało mnie to czegoś nauczyć, i w czymś pomóc. Nie jestem na tyle dzielna, na ile chciałabym być. Często zadaję sobie pytanie "dlaczego ja?". Nie wiem dlaczego, ale muszę to zaakceptować i nauczyć się z tym żyć. Cieszę się, że w takich chwilach miałam przyjaciół, którzy mnie wspierali i nie zostawili z tym samej. 

Staram się myśleć pozytywnie. Mam o kogo walczyć, i wiem, że warto.