Widzę, że ten blog zamienia się po woli w miejsce zamieszczania notek o moich powrotach do pisania. Szkoda, że to jakoś zatraciłam, może wyrosłam? Ale chyba jednak nie do końca, skoro nadal tu wracam. Dość smęcenia! Zobaczymy na jak długo wrócę tym razem!
Przede mną wielka podróż, więc może to zmotywuje mnie to opisania moich spostrzeżeń dotyczących Stanów Zjednoczonych. Ta wyprawa była w moich planach od dawna. Zawsze jednak perspektywa wizy nieco mnie zniechęcała i przerażała. Będąc na studiach wiadomo, że nie byłoby mnie stać na taką wycieczkę. Teraz to co innego, przez kilka lat udało mi się sporo odłożyć, i nie muszę prosić rodziców o pieniądze. Mam kilku znajomych, którzy zapewniali mnie, że dostanie wizy to nic skomplikowanego. I mieli rację! Wniosek wizowy złożyłam 8 lipca, 20 lipca byłam na rozmowie w konsulacie, a 2 dni później 22 lipca mój paszport przyjechał do mnie z wklejoną wizą. Cała rozmowa, wraz z czekaniem, zajęła mi godzinę. Bilet kupiłam niedługo potem. Wszystko gotowe. Teraz "tylko" pakowanie. Nienawidzę się pakować. Muszę zacząć spisywać wszystko co przychodzi mi do głowy, bo jak przyjdzie co do czego, to pewnie zapomnę o połowie rzeczy, które powinnam ze sobą mieć.
Co mam w planach? Na pewno Nowy York! Wprost nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć te wszystkie sławne miejsca, tak dobrze znane mi z telewizji. Planujemy zostać tam 3-4 dni, a i tak na pewno nie zobaczymy wszystkiego, co zaplanowaliśmy.
Następnie Philadelphia, która jest rzut beretem, więc będziemy mogli zwiedzać tam na spokojnie. No i jeszcze długa wyprawa do Północnej Karoliny i może do Alabamy.
I can't wait! :)