wtorek, 8 marca 2011

Kobieta pracująca

Część z Was wie, część nie, że nie jestem już bezrobotna :)
Od ponad tygodnia pracuję w firmie farmaceutycznej, w której pracowałam na recepcji podczas studiów. Co prawda firma przeszła fuzję z kilkoma innymi firmami, i zmieniła nazwę, ale dla mnie nie ma większej różnicy. Czuję się jak "u siebie". Nie mam wrażenia, że to nowa firma, mimo wielu nowych twarzy [może z 1/3 pracowników pozostała ze starej firmy]. Czuję, że wróciłam tam, skąd odeszłam półtora roku temu.
Kolejną zmianą jest to, że nie jestem już recepcjonistką. Właściwie nie wiem kim jestem, bo moje stanowisko [nowo stworzone, nie przejęłam po nikim obowiązków] nadal nie ma nazwy. Ale mogę napisać tyle, że będę pomagać w dziale personalnym.
Pierwszy tydzień pracy był bardzo chaotyczny, wiadomo - faza organizacji. Dodatkowo w firmie są teraz rekrutacje, więc moja przełożona ciągle była na spotkaniach. Prawie wszystko już mam - biurko, telefon, maila. Czekam jeszcze tylko na komputer, bo obecnie pracuję na szkoleniowym. Siedze w pokoju z 3 dziewczynami i moim kolegą, z którym studiowałam, i dzięki któremu zaczęłam pracować w tej firmie, kiedy i on zaczynał tu "karierę". Ale z tego, co się dowiedziałam, albo mnie przesadzą gdzie indziej z początkiem kwietnia, albo dostawią do nas jeszcze jedno biurko. Szkoda by było, jakby mnie przesadzili, ale jak mus to mus. Mam nadzieję, że wstawią jednak biurko i będziemy siedzieć w 6 osób.
Cieszę się, że mam tę pracę. W końcu mój dzień ma jakiś rytm. Nawet spać chodzę przed 24:00, bo jestem padnięta. Śpię też lepiej. Chyba miałam problemy ze snem, bo się denerwowałam, że już tyle czasu jestem w Polsce, a nadal nie mam pracy. Miałam wyrzuty sumienia. A teraz jakoś tak odżyłam. Nic nie robienie jest fajne, ale do czasu. Każdy dzień wyglądał tak samo. Czułam, że stoję w miejscu. Nawet nie marzyłam, że uda mi się wrócić do starej firmy, i to jeszcze na lepsze stanowisko. Życie zatoczyło koło.

Brak komentarzy: