niedziela, 9 grudnia 2012

Busy Sunday

Dorosły człowiek musi zacząć planować. Planowanie to podstawa. Planować należy dosłownie wszystko. Jestem w tym dobra, pod warunkiem, że nikt nie próbuje planować za mnie. Muszę mieć "czysty umysł", pole do działania, i wtedy wszystko gra. Nie dość, że zrobię co powinnam, to jeszcze często sprawia mi to przyjemność.

Dzisiejszy dzień zapowiadał się bardzo pracowicie i taki właśnie był. Wstałam po 9. Należy dodać, że poszłam spać przed 3, ale to u mnie standard w weekendy. O dziwo nie czułam zmęczenia, i zaczęłam realizować mój plan.
Zawsze wolę zrobić najmniej przyjemne rzeczy na początku, żeby mieć z głowy. Do takich dzisiaj należały zakupy. No oczywiście z dwóch powodów była to czynność nieprzyjemna - po pierwsze, że trzeba te kilogramy przytachać własnymi siłami, a po drugie - mróz. Pogoda nie była na szczęście zła, poza zimnem. Zakupy załatwiłam w dwóch kursach. Najpierw Biedronka i spożywcze niezbędne rzeczy, a potem Carrefour Express, który otworzyli nieopodal - tam chodzę po wodę i inne napoje. Cena taka jak w Biedronce, ale bliżej domu, więc można więcej przynieść. Grunt to dobry plan! A, i zapomniałam dodać, że przed wyjściem nastawiłam pranie!
Po zakupach przyszedł czas na sprzątanie ogólnopojęte. W tym tygodniu moja kolej sprzątania "powierzchni wspólnych". Zaczęłam od łazienki. Muzyka na uszach pomaga, jakoś szybciej idzie. Potem odgruzowywanie mojego pokoju po całym tygodniu. Po pracy nie mam siły na gruntowne sprzątanie, a i tak kurze zawsze ścieram w piątek albo weekend. Pokój przejaśniał, aż miło w nim posiedzieć :) Na koniec odkurzanie. To też część planu, bo oprócz swojego dywanu trzeba było odkurzyć przedpokój, łazienkę i kuchnię, aby przygotować powierzchnię pod... mopping [podoba mi się to określenie, właśnie wpadło mi do głowy :P]. Powiesiłam pranie.
Skończyłam wszystko około 16:00, więc przyszła pora na zajęcie się sobą. Mycie włosów, manicure - na pedicure nie starczyło mi sił. Ok 17:00 mogłam poddać się rozrywkom - czytanie i oglądanie 3 sezonu "Lie to me" [polecam, swoją drogą :)].

Dzień pracowity, a ile satysfakcji? Gdy sięgnę pamięcią do czasów, kiedy mieszkałam z mamą, nie przypominam sobie, żeby z taką ochotą robiła to wszystko. Zapewne dzieje się tak z kilku powodów. Nie mam tego przeświadczenia, że jak ja się za to nie zabiorę, to w końcu zrobi to mama. Tego mnie niestety nauczyła. Próby wprowadzenia "grafiku" spełzły na niczym. Mama nie mogła zrozumieć, że ja potrzebuję planu, schematu działania. Poza tym teraz robię wszystko dla siebie. Kupuje tylko dla siebie, za swoje pieniądze, sprzątam, żeby mi było dobrze, a nie "bo mama kazała". 
Taka niezależność to właśnie to, na co czekałam tyle lat. Czuję się szczęśliwa. No, może nie w pełni, ale niewiele brakuje ;)

1 komentarz:

Naskrobane pisze...

ja az tak planowac nie umiem, i nie czym czy to dobrze czy zle