wtorek, 31 stycznia 2012

wk****ona...

Mój dzień zaczął się wielkim pechem..
O 8:00 ubieram się, jak zwykle, żeby wyjść do pracy i zdążyć na autobus 504. Mój wzrok pada na półkę w przedpokoju, gdzie leżą klucze mamy. Dzwonię do niej, i mówię, że nie wzięła kluczy. Ona na to to ja na Ciebie zaczekam. Zrozumiałam, że wyjdzie trochę później z pracy i poczeka aż wrócę do domu - tak jak już kiedyś robiłyśmy. Wyszłam z domu, bez kluczy mamy. Kilka kroków od domu widzę, że idzie naprzeciw mnie.
Mówię jej, że nie zdążę wrócić po klucze, a ona to nie wzięłaś kluczy? Przecież mówiłam, że czekam na przystanku.. Jakoś sobie nie przypominam, żeby powiedziała, że czeka na przystanku, tylko, że poczeka, a to można zrozumieć w dwojaki sposób. Oczywiście usłyszałam, że jestem głucha i jej nie słucham. To ja na to, że ona nie precyzuje jasno swoich myśli. 
No ale suma sumarum musiałam wrócić się po jej klucze, tracąc cenne minuty. Mój autobus o 8:16 uciekł mi sprzed nosa, co nie miałoby miejsca, gdybym nie musiała się wracać do mieszkania.
- 10 min czekania na mrozie - myślę sobie. 
Dobrze by było, gdyby tylko 10 min. Kolejne 504 o 8:28 nie raczyło przyjechać. Po pół godzinie stania na -12 stopniowym mrozie, po 4 autobusach linii 175 i 128, na horyzoncie pojawiło się długo oczekiwane 504.
Tłum, który zdążył się zebrać na przystanku przez te 30 minut wlał się do autobusu. Zostałam wciśnięta w kąt. 
Będzie mi cieplej - pomyślałam. Nic z tych rzeczy. Pomimo podwójnych skarpet i rękawiczek krążenie w moich palcach ustało, chyba mi krew zamarzła. Twarzy nie czułam w ogóle.. 
Korek.. Jadę. 9:00. Jestem spóźniona. Z autobusu wysiadłam kwadrans po dziewiątej. Do pracy spóźniłam się ok 30 min. Na szczęście szef był wyrozumiały, z resztą uprzedziłam telefonicznie jaka jest sytuacja.
Cóż za cudowny początek dnia. Piję ciepłe herbatki z cytryną, wróciło mi krążenie. Jakoś leci.. Byle do 17:00.

poniedziałek, 30 stycznia 2012

Mróz

Brrr, ale zimno! Tak, wiem, chciałam zimę, mam zimę. No ale nie taką! Wczoraj było przyjemnie, -4, zero wiatru. A dziś? -10 [albo i więcej, bo mój termometr jest od strony podwórka,więc zawsze pokazuje zawyżoną temperaturę], no i jeszcze ten wiatr. Po 5 min na przystanku czułam,jakby cały krwioobieg mi zamarzł, włącznie z mięśniami twarzy.. Ugrzałam się trochę w autobusie, a w pracy na dzień dobry wypiłam dwie herbaty z cytrynką. A ma być jeszcze zimniej! Zapowiadają nawet -20 w ciągu dnia!
Ja chcę wiosnę! A najlepiej lato. Przyzwyczaiłam się chyba do śródziemnomorskich temperatur.

sobota, 28 stycznia 2012

Moje Wielkie Cygańskie Wesele

Dziś na TLC obejrzałam kolejny odcinek programu "Moje Wielkie Cygańskie Wesele" i naszła mnie refleksja, którą zamierzam się z Wami podzielić.

Program opowiada o koczownikach mieszkających w Irlandii / Wielkiej Brytanii. Kierują się w swoim życiu zasadami zaczerpniętymi zapewne od cyganów. Nie mieszkają co prawda w taborach, ale najczęściej w przyczepach campingowych. Ich śluby cechują się wszechobecnym kiczem. Panny młode chociaż tego jednego dnia chcą czuć się jak księżniczki w wielkich sukniach wyszywanych świecidełkami, koronach i falbanach.
Chociaż raz chcą się czuć wyjątkowe, bo ich przyszłe życie nie będzie usłane różami...

czwartek, 26 stycznia 2012

Jazda figurowa na lodzie

Kilka metrów od przystanku, za sprawą ukrytego pod śniegiem lodu, wykonałam piruet i kilka figur jazdy figurowej. Na szczęście obyło się bez upadków, ale było blisko. Szkoda, że nikt nie odśnieża chodników, którymi przedzieram się przez zaspy. Mało tego, po mojej stronie ulicy wcale nie ma chodnika, no bo po co, skoro jest po drugiej?? 
Siedzę już w pracy i popijam herbatkę owocową. Tym razem pomarańczowa. Dobra, smakuje trochę jak sok pomarańczowy na ciepło, ale smakuje mi :P W ziemie mam bardzo dużą ochotę na herbatę, a szczególnie smakową. Ale zieloną i czarną też lubię.

No, a teraz do pracy rodacy, jeszcze tylko 7,5 godziny i do domu! 

środa, 25 stycznia 2012

W życiu piękne są tylko chwile

The past, I think, has helped me appreciate the present - 
and I don't want to spoil any of it by fretting about the future.
Audrey Hepburn 

Usłyszałam te słowa niedawno w telewizji. Zapadły mi w pamięć, bo są takie prawdziwe i coraz częściej łapię się na tym, że doświadczam tego niemal każdego dnia. Przeszłość na prawdę uczy nas doceniać teraźniejszość.

Staram się cieszyć każdym dniem, każdą chwilą. Cieszy mnie śnieg, spotkanie z przyjaciółką, wyjście do kina, czas po pracy, który mogę spędzić na relaksie, to, że mam pracę. Nauczyłam się nawet znajdować dobre strony w mojej samotności, co nie oznacza oczywiście, że nie brakuje mi tego "kogoś".
Powinniśmy cieszyć się z tego, co mamy, a nie zastanawiać się, czego nam brakuje.

czwartek, 19 stycznia 2012

Melancholy

Wysiadłam z autobusu, coś mokrego spadło mi na nos. Śnieg? Nie. Drobny deszcz kropił na moją twarz z każdym podmuchem zimnego wiatru. Jezu, co za pogoda!! Ale nic to - myślę. Jest dobrze. 

Mieliście kiedyś tak, że jakaś piosenka chwyciła Was za serce  już od pierwszych dźwięków i nie chciała opuścić Waszych myśli? Ja doświadczyłam tego dzisiaj. Rano, w TVN24 usłyszałam reklamę nowej płyty Ed'a Sheeran'a, ponoć odkrycia Brytyjskiej sceny muzycznej. Od razu przypadła mi do gustu. Miałam już wychodzić z domu, ale zanim to zrobiłam, musiałam mieć tą piosenkę na MP3.
To jest to, co tygryski lubią najbardziej. Uwielbiam ten styl! Tekst jest smutny i chwyta za serce. 
Dlatego nawet deszcz mi dziś nie przeszkadzał... 

środa, 18 stycznia 2012

Jeden Dzień

"Ten dzień wprowadził do mojego życia wielkie zmiany. Ale tak dzieje się w życiu każdego człowieka. Przypomnijcie sobie taki jeden dzień, który zaważył na waszym życiu. Przerwij na chwilę Ty, który to czytasz, i pomyśl o długim łańcuchu złotych czy żelaznych ogniw, cierni czy kwiatów, które by nigdy Ciebie nie oplątały , gdyby nie było jakiegoś jednego ważnego i pamiętnego dnia w Twoim życiu".

Charles Dickens, Wielkie Nadzieje

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Pada(m)!

Pada śnieg! 
I ja też padam!

Dopiero co wyleczyłam się z kataru, który dostałam w zeszły weekend, a tydzień później budzę się o 4 rano z bólem gardła. Kiedy to się skończy?! Może śnieg i mróz w końcu dokopią tym zarazkom paskudnym?
Także "czuję się nie wyraźnie" a do tego jestem niewyspana. Masakra. 
Na szczęście czas w pracy mija szybko. Właśnie zjadłam sushi na lunch, a co! Dawno nie jadłam, to mi się należy! Po 17 spotkanie z przyjaciółką. To będzie dobry dzień, nawet jeśli nie do końca jestem zdrowa.

piątek, 13 stycznia 2012

Epidemia

W tak sprzyjających okolicznościach przyrody, jakie funduje nam tegoroczna zima, wszelkie bakterie i zarazki mają raj na ziemi. Z przyjemnością się rodzą, rozwijają, i osiedlają w naszych ciepłych, przytulnych organizmach. Gdzie nie spojrzeć widać zakatarzonych, kichających i kaszlących donośnie ludzi. 
Rzadko zdarza mi się chorować, najczęściej 2-3 razy do roku. W listopadzie i grudniu wyczerpałam chyba mój całoroczny limit. Zaczęło się od kilku infekcji i przeziębień w listopadzie, a skończyło na 5cio dniowym zwolnieniu w grudniu. A teraz, od zeszłej soboty mam katar. Ale co tu się dziwić. Wszystko wokół mnie sprzyja chorowaniu. 
Autobus to świetna wylęgarnia wszystkiego. Wczoraj jechałam z młodym człowiekiem, który donośnie kasłał, tak z głębi płuc i oskrzeli. Dodam, że był zaniedbany, więc już w ogóle wolę nie wiedzieć czym mógł zarażać. A inni pasażerowie autobusu też nie próżnowali!
W pracy co druga osoba chora albo na zwolnieniu. Mój dział też ma braki kadrowe :P Po prostu jakaś EPIDEMIA!

No ale cieszmy się rodacy, bo idzie ochłodzenie i wirusom zmarzną tyłki! :P

środa, 11 stycznia 2012

To będzie dobry dzień!

Pomimo codziennych porannych problemów ze wstawaniem, dzisiejszy dzień rozpoczął się nadzwyczaj dobrze. Na dzień dobry porozmawiałam sobie chwilkę z Ameryką, co zawsze wprawia mnie w świetny humor.
Na autobus musiałam co prawda chwilę poczekać, bo mimo rozkładu autobusy na prawdę jeżdżą jak chcą i nie mogę nigdy trafić na ten o 8:16. Ale miło było również popatrzeć na to, jak kierowca 175 wpuszczał do autobusu zdyszanych, dobiegających w ostatniej chwili pasażerów. Piszę o tym dlatego, że to tak cholernie rzadkie! Na ogół kierowcy zamykają drzwi przed nosem i odjeżdżają. Te kilka sekund na prawdę by ich nie zbawiły, a dla pasażera, który musiałby czekać kolejne 10min na autobus to duża różnica. Także miło było popatrzeć na taki wyraz dobroci i zrozumienia kierowcy dla potrzeb drugiego człowieka. 

I do tego wszystkiego całkiem możliwe, że uda mi się załatwić mojej przyjaciółce pracę :) Nie chcę zapeszać, ale trzymam kciuki i dołożę wszelkich starań, by tak się stało :P

poniedziałek, 9 stycznia 2012

Długi weekend

Jak zwykle nie odpoczęłam w trakcie "długiego weekendu". Zawsze jak mam wolne, lubię siedzieć po nocy, a potem jestem niewyspana. Wiem, sama jestem sobie winna. W sobotę zamierzałam pójść spać o 3, ale nie wyszło. Połączenie na Skype z Ameryką trwało do 6:30. Otworzyłam oczy o 14:30, lekko trzepnięta. 
Cały dzień minął szybko. O 00:00 zbierałam się, jak zawsze, do snu. Z 00:00 zrobiła się 00:30, a potem 1:00. 
Czuję, jakbym przeleżała całą noc. Wiem, ze spałam, bo mi się coś tam śniło, ale sen był na tyle płytki, że w ogóle nie odpoczęłam. Masakra.Czuję, że dziś padnę jak mucha. 

Moje plany wyjazdu do Ameryki nabierają powoli kształtów. Pierwszą rzeczą jest ustalenie terminu, by móc składać wniosek o wizę. Trochę trudna sprawa z tym terminem. Chciałam najpierw mieć wizę, a potem ustalać termin, ale skoro tak się nie da.. Ale dobrą wiadomością jest to, że LOT lata do Philadelphi - inaczej musiałabym lądować w NYC - 2h drogi od Wschodniej Karoliny. A Philadelphia jest ok 30min samochodem :) Wszystko powoli zaczyna się układać po mojej myśli. Teraz tylko pozostaje czekać, zbierać kasę, załatwiać wizę i kupować bilet! Can't wait! :)

czwartek, 5 stycznia 2012

Survived!

Przetrwałam poświąteczny tydzień w pracy! Zapowiadał się strasznie pracowity okres, bo cyklówka firmy. 
Ale jednak grunt to dobra organizacja. Przed świętami dokładnie sobie zaplanowałam co kiedy zrobić. Przygotowywanie segregatorów na szkolenia wstępne dla 17 osób rozłożyłam sobie mądrze na kilka dni. Drukarka spłatała mi figla totalnie mieszając w moich 700 str wydruków, ale dałam radę.
Długi weekend mogę rozpocząć z czystym sumieniem i czystym kontem, bo 90% spraw, tych najważniejszych, udało się zamknąć do dnia dzisiejszego. Uważam to za sukces, bo właściwie miałam na wszystko 3,5 dnia, bo wczoraj od 12:30 do wieczora byłam na wspomnianym firmowym  spotkaniu cyklicznym poza biurem, a wieczorem jeszcze w teatrze. Poszliśmy na "Nędzników" do ROMY. Dekoracje - bajka. Muzyka - super. Historia przedstawienia - nie w moim typie.. Ale co by nie było, oglądanie spektaklu z zamykającymi się oczami nie jest łatwym przedsięwzięciem. Było duszno, gorąco, krzesła były nie wygodne. Co prawda mieliśmy miejsca na balkonie w strefie VIP, ale to i tak nie pomogło. Po pierwszym akcie byłam zmuszona wyjść i pojechać do domu. Dziś jestem bardzo szczęśliwa mając przed sobą perspektywę 3 dni wolnych!
Plany? Na pewno Playstation 3 i Skyrim! Zaczęłam grę od nowa, inną postacią więc mam dużo do nadrobienia. W sobotę - Sherlock Holmes w kinie :) Jak zawsze czeka mnie przemiły dzień!
W niedzielę jeszcze nie wiem, ale na pewno nie będę się nudzić!

Szczęśliwych 3 Króli!! :D

niedziela, 1 stycznia 2012

Uh

Cierpię na powszechnie znaną chorobę posylwestrową:

Objawy:
- chęć nic-nie-robienia [czyt. zamulanie]
- ból głowy
- niewyspanie
- czasem występuje kac [w tym roku nie mam tego objawu]
- niechęć pójścia do pracy dnia następnego

Czekam z utęsknieniem na koniec tego tygodnia i na 3 Króli!